Odgrzewany kotlet z opodatkowaniem spółek komandytowych
Ministerstwo Finansów wraca po siedmiu latach do pomysłu opodatkowania spółek komandytowych. Eksperci uważają, że fiskus chce w ten sposób zachęcić do estońskiego CIT - pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Łukasz Kupryjańczyk, doradca podatkowy, wspólnik w Thedy & Partners w komentarzu udzielonym gazecie zwraca uwagę, że spółki komandytowe stanowią obok innych spółek osobowych takich jak spółka cywilna, partnerska czy też jawna podmioty transparentne podatkowo. Oznacza to, iż prowadząc działalność poprzez te podmioty generalnie płaci się podatek raz (na poziomie wspólników), a nie dwa razy tak jak w przypadku spółek kapitałowych (na poziomie samej spółki, a potem na poziomie wspólników w momencie dystrybucji). Czy dokonując zatem wyboru przewidzianej prawem formy, która jest efektywniejsza podatkowo oznacza, że wykorzystuje się spółkę komandytową do optymalizacji podatkowej? To zbyt daleko idące twierdzenie. Spółka komandytowa obok innych spółek osobowych jest po prostu dobrą formą do prowadzenia działalności, gdyż może łączyć pewne cechy spółki osobowej oraz kapitałowej. Tę formę od wielu lat respektują banki udzielając finansowań. Do tej formy przekonały się również większe podmioty posiadające wiele podmiotów zależnych, ale i polscy, rodzimi przedsiębiorcy.
– Biznes i gospodarka doświadczyły w ostatnim okresie sporo turbulencji (Covid-19) i wiele jej sektorów dopiero co staje na nogi. Z tej perspektywy propozycja MF to zaskoczenie i duże poruszenie, zwłaszcza w rodzimym biznesie. Najbliższe miesiące powinny być wolne od tak dużych zmian i pozwolić gospodarce skoncentrować się w pełni na jej odradzaniu i rozwoju. Generalnie też, tak duże i systemowe zmiany powinny być też przedmiotem dłuższego dialogu i ocen różnych środowisk – dodaje Łukasz Kupryjańczyk.
Cały artykuł jest dostępny w Dzienniku Gazecie Prawnej z 10 września 2020 r., str. B3